Kilka lat temu Google wprowadził do swojej wyszukiwarki funkcję tzw. autouzupełniania. Działa ona (zgodnie z oficjalną informacją) tak:
Kiedy piszesz, funkcja autouzupełniania przewiduje i wyświetla zestaw haseł do wyboru. Są one oparte na wyszukiwaniach przeprowadzanych przez wszystkich użytkowników sieci oraz na zawartości stron zaindeksowanych przez Google.
W praktyce wygląda to jak na poniższych obrazkach (wszystkie przykłady autentyczne):
Z powyższą funkcjonalnością wyszukiwarki Google związany jest ciekawy przypadek z zakresu problematyki dóbr osobistych, który niedawno stał się przedmiotem oceny niemieckiego Trybunału Związkowego (Bundesgerichtshof, BGH).
Stan faktyczny
Członek zarządu pewnej spółki akcyjnej – Pan R.S. – w maju 2010 r. stwierdził, że po wpisaniu w wyszukiwarce jego imienia i nazwiska, wyszukiwarka w ramach funkcji autouzupełniania proponuje następujące hasła: R. S. Scientology oraz R. S. Betrug. [Słowo 'Betrug’ znaczy tyle co: 'oszustwo’.]. Oczywiście nie pojawiały się jedynie inicjały R.S., ale jego pełne imię i nazwisko.
Pan R.S. – a także zarządzana przez niego spółka – uznali, że doszło do naruszenia ich prawa osobistego (Persönlichkeitsrecht) oraz prestiżu w obrocie handlowym. Podnieśli m.in., że Pan R.S. nie ma jakiegokolwiek związku ze scjentologią, nie został mu postawiony jakikolwiek zarzut oszustwa ani nie zostało wobec niego wszczęte jakiekolwiek postępowanie przygotowawcze. Co więcej, w wynikach wyszukiwania nie pojawiła się ani jedna strona, która pokazywałaby związek Pana R.S. ze scjentologią lub oszustwem.
Ocena sądu
Sprawa trafiła do niemieckiego sądu.
Zarówno sąd pierwszej instancji jak i sąd odwoławczy oddaliły powództwo. Na skutek wniesionej przez Pana Rico rewizji BGH wyrokiem z dnia 14 maja 2013 r. (VI ZR 269/12) uchylił wyrok sądu odwoławczego i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
BGH uznał, że zestawienie imienia i nazwiska Pana R.S. ze słowami „scjentologia” oraz „oszustwo” może naruszać jego prawo osobiste. Nie można takiego zestawienia traktować wyłącznie jako wskazówki, jakich kombinacji słownych używali inni użytkownicy wyszukiwarki. Internauta ma prawo bowiem oczekiwać, że z zaproponowaną przez wyszukiwarkę kombinacją słowna związana jest jakaś treść. W przypadku będącym przedmiotem sporu internauta może zatem – zdaniem BGH – sądzić, że między Panem R.S. a scjentologią (wywołującą negatywne skojarzenia) czy oszustwem występuje związek.
Innymi słowy, w ocenie BGH takiemu zestawieniu danych osobowych i słów „scjentologia” oraz „oszustwo” może być przypisane znaczenie, które narusza dobra osobiste.
Nie wynika z tego jednak – zdaniem BGH – że Google odpowiada za każde naruszenie prawa osobistego związane z funkcją autouzupełniania. Odpowiedzialność taka może wejść w grę tylko w razie naruszenia przez właściciela wyszukiwarki określonych obowiązków kontrolnych (Prüfungspflichten).
Szukając odpowiedzi na pytanie, jakich czynności kontrolnych można wymagać od właściciela wyszukiwarki, BGH doszedł do wniosku, że zasadniczo nie jest obowiązkiem Google badanie, czy hasła proponowane w ramach funkcji autouzupełniania nie naruszają czyichś dóbr osobistych. Przyjęcie takiego obowiązku oznaczałoby, że w praktyce funkcji tej nie dałoby się skutecznie implementować, a przynajmniej byłoby to nadmiernie utrudnione. Wprawdzie da się wprowadzić odpowiednie filtry prewencyjne, np. w odniesieniu do pornografii dziecięcej, to nie są one jednak w stanie zapobiec wszystkim możliwym przypadkom naruszenia dóbr osobistych.
Dlatego też w ocenie BGH obowiązek kontrolny ciąży na Google dopiero wtedy, gdy uzyska informację o naruszeniu prawa. Jeżeli zatem pokrzywdzony zwróci właścicielowi wyszukiwarki uwagę na bezprawne naruszenie jego prawa osobistego, to właściciel jest zobowiązany zapobiec takim naruszeniom w przyszłości.
Szczegółowe i dość krytyczne omówienie tego wyroku można znaleźć na blogu dra R. Petringa we wpisie: Gestörte Störerhaftung und BGH-Thesen im Urteil zu Google-„AutoComplete“.
Dodaj komentarz